piątek, 30 sierpnia 2013

"Przyszłością Pisane": Pachnidło (fragment)

Dla Dominiki Drężek za jedne z najmilszych słów,
jakie kiedykolwiek usłyszałam o swoich tekstach
i za to, że motywują mnie one do dalszego tworzenia

         – Krok w prawo.
Adelajda postąpiła według instrukcji Lotara, opierając biodro o mahoniowe biurko. Przez czerwoną opaskę, zawiązaną na oczach przez jej pół-elfa, widziała światło mocnego czerwcowego słońca, które wpadało przez okno naprzeciwko niej.
         – Dobrze. Wyciągnij teraz prawą rękę nad biurko. – usłyszała za lewym uchem jego głos, a na szyi poczuła ciepły oddech; zadrżała, gdy na jej kark wystąpiła gęsia skórka, ale bezzwłocznie zrobiła, co jej kazał.
         Przez chwilę błądziła palcami nad mahoniowym blatem, ale Lotar niezmiernie ją rozpraszał. Czuła jego obecność za sobą – ciepło bijące z jego ciała było wyraźnie odczuwalne, mimo iż w pokoju było duszno – jednak jej nie dotykał. Miała ochotę zarzucić poszukiwania imieninowego prezentu, zerwać z oczu opaskę, odwrócić się i pocałować go – tak po prostu. Wiedziała jednak, że on może to źle odebrać, więc zniecierpliwiona zniżyła dłoń i momentalnie natrafiła na płócienny woreczek.
         Lotar rozwiązał jedwabną opaskę, a ona zsunęła się na podłogę, łaskocząc jej szyję i obojczyki. Adelajda uniosła woreczek zawiązany lnianym sznurkiem na wysokość oczu. Jak na swoją wielkość był ciężki, a jego zawartość była zimna i twarda. Dopiero, kiedy się mu przyjrzała Lotar objął ją od tyłu i ucałował w szyję, a ona przymknęła oczy napawając się jego dotykiem i rosnącą w sercu niecierpliwością, poprzedzającą rozwiązanie supełka na woreczku.
         Sięgnęła wreszcie do sznurka i pociągnęła, uwalniając płócienny materiał, który rozchylił się na boki. Po pomieszczeniu rozniosła się zimna relaksująca energia, a Adelajdę znowu przeszył dreszcz. Wiedziała już, że w środku znajduje się kryształ górski, z którego owa energia się wydobywała, ale była też pewna, że Lotar nie podarowałby jej jedynie kamienia – chociaż dla niej, czarownicy, byłby to idealny prezent.
         Dziewczyna zanurzyła dłoń w woreczku, czując coraz bardziej narastający chłód, i jej palec momentalnie natrafił na szpic. Zjechała dłonią wzdłuż główki o diamentowym kształcie, a u jej nasady nagle wyczuła ciepło przenikające przez zimny kryształ. Jadąc dłonią niżej, ujęła kryształowy flakonik i wreszcie wydobyła go na zewnątrz, ujawniając przed samą sobą jego kształt.
         Kryształ, z którego był wykonany flakonik był idealnie przezroczysty, a ciepło, które nagle wyczuła Adelajda pochodziło od żywicy, którą była wyłożona jego szyjka i część, zagłębiającego się w niej, kryształowego koreczka. Sam flakonik był niewielki, a w jego wnętrzu mienił się raz na różowo, a raz na niebiesko gęsty płyn, który błyszczał magicznym pyłkiem, niechybnie pochodzącym od wróżek.
         Dziewczyna odchyliła głowę i pocałowała, obserwującego ją z boku Lotara w usta.
         – Dziękuję. – szepnęła.
A on sięgnął po koreczek i z drobnym trudem (jeszcze nie stwardniała żywica scalała ze sobą dwie części kryształu) wyciągnął go z flakoniku. Po pokoju rozszedł się słodki zapach, a nogi ugięły się pod Adelajdą. Lotar przytrzymał ją i zapytał:
         – Co czujesz?
Dziewczyna przymknęła oczy i powoli wzięła wdech. Zapach był obłędny.
         – Konwalie… – kolejny wdech. – …, gruszki i… – otworzyła nagle oczy i gwałtownie odwróciła się do Lotara z jaśniejącym uśmiechem. – … i floremy? Byłeś w Easie? – zapytała z zachwytem.
On także się uśmiechnął, ukazując rząd białych drobnych zębów i unosząc końcówki szpiczastych, długich uszu.
         – Tak. – powiedział i złożył niewinny pocałunek na jej roześmianych ustach. – Tydzień temu, w poszukiwaniu odpowiedniego prezentu dla ciebie.
         – Zabierz mnie tam, dzisiaj. – widząc jego niezdecydowaną minę, dodała słodkim głosem: – Proszę, są moje imieniny. Chcę tam być.
Lotar spojrzał na, odłożone wcześniej przez Adelajdę na biurko, perfumy i westchnął; w jego wielkich niebieskich oczach pojawił się smutek. Dziewczyna odszukała po chwili jego wzrok i powtórzyła:
         – Proszę.
Lotar zamknął oczy i ponownie westchnął, prostując się.
         – Dobrze. – powiedział w końcu.
A ona zamiast zacząć skakać z radości, wspięła się na palce, objęła ramionami jego szyję i całując go w policzek, szepnęła:
         – Dziękuję.

***

– Jak to, teraz już wiesz, jakie są moje ulubione zapachy? – zapytała ze zdziwieniem Adelajda związując rude, puszyste loki rzemykiem i chowając je pod kapturem białej szaty.
Lotar uśmiechnął się, zdejmując koszulkę i ciskając ją w kąt ziemianki, do której przeniósł ich portal, otworzony przez pół-elfa w piwnicy ich domu w „ludzkim” świecie.
         – To pachnidło zostało stworzone tak, by dla każdego wydzielało trzy indywidualne, ulubione zapachy w idealnych natężeniach.
         – W takim razie, co czujesz ty?
Lotar uśmiechnął się nieco lubieżnie, unosząc brew. Adelajda również się uśmiechnęła, słysząc odpowiedź, którą wypowiadał, powoli się do niej zbliżając:
         – Ja czuję zapach twojej skóry oświetlanej blaskiem księżyca; zapach oceanu, unoszący się nad plażą, kiedy się pierwszy raz… – nie skończył zdania, bo żona przyłożyła mu palec do ust, rumieniąc się.
         – A trzeci zapach? – zapytała
         – …, a trzeci zapach… – przybliżył usta do jej ucha i wyszeptał odpowiedź.
Gdy Adelajda otworzyła ze zdziwienia usta, a Lotar objął ją w talii, całując w szyję, po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło i przeciągły dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa.

***

         – Przestań! – krzyknęła ze śmiechem Adelajda, a jej głos odbił się echem od otaczających ich zielonych wzgórz i krawędzi lasu.
Lotar ze śmiechem zastrzygł uszami, strzepując z włosów garść puszaków, które Adelajda włożyła mu pod kaptur czarnej szaty, i puszczając skraj ubrania swojej żony. Zrezygnował tym samym z przekonywania jej do tego, by za kilkaset lat, kiedy już będą rządzić światem wyzwolonym przez istoty magiczne, wprowadziła nakaz noszenia przez królową „człowieczych” miniówek.
         Szli przez rozległe pola, trzymając się za ręce i patrząc, jak puszaki – fioletowe kulki podobne do kwiatów łopianu – samodzielnie wracają na korony drzew i przyczepiają się do rosnących tam liści, po strąceniu ich przez Adelajdę jakimś niegroźnym zaklęciem. Rozmawiali o tym, co było i co dopiero przed nimi, o swoich „przyszłych” wcieleniach, które teraz były gdzieś w Easie i doskonale wiedziały o ich przybyciu, bo przecież one też podróżowały między czasoprzestrzeniami.
Świadomość światów równoległych nie była przyjemna. Adelajda i Lotar niejednokrotnie zastanawiali się nad tym, czy powtarzają gest w gest, słowo w słowo to, co robili bądź mówili Adelajda 2 i Lotar 2, żyjący kilkaset lat wprzód. Czy znajdują się dokładnie w takich samych sytuacjach i poznają takich samych ludzi.
Adelajda 2 i Lotar 2 spotkali się tylko raz z Adelajdą i Lotarem – gdy pół-elf pierwszy raz wyczarował portal do świata przyszłego, a było to jeszcze w czasach panowania faraonów. Adelajda 2 i Lotar 2 czekali na swoich przeszłych sobowtórów tuż za portalem, gdzieś około roku 150, gdy to Klaudiusz Ptolemeusz sporządził (z niemałą pomocą centaurów i faunów) pierwszą mapę nieba. Rozmawiali nie dłużej niż pół godziny, przez które Adelajda i Lotar dowiedzieli się, że ich sobowtóry doskonale wiedzą, kiedy oni będą podróżować między czasoprzestrzeniami, a to jest ich pierwsze i ostatnie spotkanie – do kolejnego nie dopuszczą, ponieważ mogłoby to mieć nieodwracalne skutki dla teraźniejszości i przyszłości. Adelajda 2 i Lotar 2 pożegnali ich szatami, które mieli zakładać, przenosząc się do przyszłości, by mogli ich z daleka obserwować.
Ale Adelajda i Lotar nigdy nie czuli na sobie wzroku swoich przyszłych sobowtórów. A w szczególności, gdy już byli w wyzwolonym przez istoty magiczne Easie. Spacerowali po łąkach i lasach, często przechadzali się po brzegu oceanu i oglądali wschody i zachody słońca. Czuli się bezpiecznie, jakby już rządzili tym światem, chociaż mieli zasiąść na tron dopiero za jakieś czterysta pięćdziesiąt lat.
Czasem nie mogli uwierzyć w to, że przez niecałe pięćset lat niemal wszystko, co stworzył człowiek może zrównać się z ziemią i pokryć tak pięknymi wzgórzami, lasami i na nowo wypiętrzonymi górami. Chociaż, pewnego razu, gdy Adelajda i Lotar pływali kilka mil od lądu wydawało im się, że w oddali widzą skąpany w wodzie czubek pochodni Wolności opromieniającej świat. Nie podpłynęli jednak bliżej, by rozwiać swoje wątpliwości, ponieważ nad horyzontem zaczynała formować się potężna burza.
Teraz Lotar prowadził Adelajdę do miejsca, w którym zdobył dla niej pachnidło. Znajdowało się ono na dużej polanie w głębi lasu. Na środku stał mały drewniany sklepik przykryty strzechą, a pod jedną ze ścian lasu znajdowała się ogromna stodoła z szarego kamienia – to tam robiono pachnidła.
Lotar i Adelajda najpierw udali się do sklepiku, osłoniwszy twarze skrawkami swych szat. Zastali tam starego centaura, śpiącego na skórzanym fotelu za ladą. Nad jego głową zamocowane były dwie półki ciągnące się przez całą długość ściany, a na nich znajdowały się poustawiane w równej odległości fiolki mieniące się niebiesko-fioletowym pyłem. I to właściwie było całe wyposażenie sklepiku. Adelajda i Lotar spojrzeli tylko na siebie i nie budząc centaura, dyskretnie wyszli.
– Kiedy byłem tu ostatnio – zaczął Lotar, gdy szli w stronę stodoły. – ten centaur siedział przy stole przed sklepem i tam sprzedawał pachnidła. Nie miałem pojęcia, że wnętrze jest tak mało… atrakcyjne. – w jego głosie dało się usłyszeć nutkę skruchy, chociaż w niczym nie zawinił.
Adelajda nic nie odpowiedziała tylko chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się, dając do zrozumienia, że się nie gniewa.
         Gdy obaj stanęli przed wielkimi stodołowymi drzwiami, Lotar zastukał w nie trzy razy. Po chwili otworzył im zdyszany pulchny karzeł. Kiedy zobaczył ich osłonięte twarze na jego obliczu wykwitła dziwna mieszanka uczuć – coś na kształt ulgi i zawiedzenia.
         – Ach, dzień dobry. – wychrypiał (musiał się naprawdę bardzo zmęczyć) i rzucił za siebie. – Fałszywy alarm! Wracajcie na stanowiska! – za jego plecami rozległ się szum, a później karzeł znów zwrócił się do nich: – Wybaczą państwo, myśleliśmy, że to miłościwie panujący.
Lotar spojrzał z ukosa na Adelajdę – oboje już wiedzieli, że liliput był tak zdyszany, ponieważ myślał, że przybyli jego władcy i chciał, jak najszybciej otworzyć im drzwi. A myślał tak, ponieważ stukanie Lotara musiało być bardzo podobne do stukania jego sobowtóra.
         Adelajda szybko odpowiedziała na przeprosiny karła:
         – Schlebia nam pan. – uśmiechnęła się.
         – Proszę mi mówić Aspazjusz. Państwo na wycieczkę? – zapytał karzeł i nie czekając na odpowiedź, odwrócił głowę i rzucił w głąb stodoły: – Eulalia! Chodź, oprowadzisz państwa!

autor obrazka: mysticmorning

         Adelajda i Lotar szli za liliputką, ubraną w smoczą skórę, najwidoczniej chroniącą ją przed szkodliwymi substancjami powstałymi w procesie wytwarzania pachnidła. Im dalsze pomieszczenia zwiedzali tym bardziej przekonywali się, że niemal wszyscy pracownicy magicznej manufaktury są karłami i noszą na sobie smoczą skórę – droga inwestycja.
         Liliputka Eulalia pokazała Adelajdzie i Lotarowi, jak wiele różnorodnych składników jest dodawanych do pachnidła – od pospolitych konwalii, przez starożytny papirus, po pozyskiwaną z metali rdzę – jak tworzone są flakoniki – okazało się, że można je kupić również w ametystowych, szafirowych i rubinowych opakowaniach – i w jaki sposób płyn zmienia samoczynnie kolor – to już wynikało ze skomplikowanych praw „ludzkiej” chemii i fizyki. Adelajdzie nadal jednak brakowało jednego składnika – pyłu wróżek, a jak dotąd żadnej wróżki w fabryce nie zauważyła.
         Wreszcie stanęli chyba przed największymi drzwiami manufaktury.
         – Najważniejsze pomieszczenie w całej fabryce. – powiedziała Eulalia, odwracając się do nich. – To tu łączymy wszystkie składniki w jedno i dodajemy tajny składnik, którego niestety nie możemy państwu zdradzić.
Liliputka wyjęła zza paska pęk kluczy, którego wcześniej nie używała i otworzyła drzwi na oścież.
         Z pomieszczenia wydobyła się fala ciepła, uderzając Adelajdę i Lotara chwilowo ich dekoncentrując. Eulalia zapewniła ich, że to normalna reakcja, a po chwili dodała niepocieszająco, jednak ze współczuciem, że później będzie jeszcze gorzej. I miała rację. Po chwili Adelajda poczuła niewiarygodnej intensywności bukiet trzech swoich ulubionych barw – zamroczyło ją. Mogła się tylko domyślać, jak się teraz czuł Lotar, skoro już naparstek pachnidła sprawiał, że miał ochotę w mgnieniu oka rozebrać swoją żonę i posiąść ją choćby na stogu siana, doskonale wiedząc o tym, że uwłaczałoby to jej czci. Jednak, jako przyszły król musiał panować nad wszystkimi swoimi zachciankami i rządzami.
         Nie zerkając na siebie, by nie kusić losu, przestąpili próg, a ich oczom ukazała się wielka sala. Z zewnątrz stodoła nie wyglądała na tak dużą, by mogła mieścić z swoim wnętrzu tak ogromne pomieszczenia. Pod sufitem był zawieszony monumentalny kryształowy zbiornik, wypełniony niebiesko-fioletową substancją, pod który był podłożony ogień. Substancja, nad którą unosiła się kolorowa para, spływała w przezroczystych rurach do sześciu mniejszych zbiorników ustawionych po trzy wzdłuż równoległych do siebie ścian. Do małych zbiorników karły wrzucały łopatami suchy lód z taczek, by schłodzić już gotowe pachnidło i wlewać je do flakoników przynoszonych przez liliputki.
         Adelajda i Lotar zatracili się w czujących przez siebie indywidualnych woniach. Eulalia gdzieś się ulotniła
         Chwilę trwało nim pół-elf i jego małżonka odzyskali świadomość, a stało się to tylko dzięki głośnemu alarmowi, wywołanemu przez zapalenie się zielonej lampki nad wejściem. Adelajda zmrużyła oczy.
         „Lampka? Na prąd?” – pomyślała, a po chwili wzruszyła ramionami w myślach. – „Cóż, widocznie niektóre „ludzkie” sposoby bycia były wygodne także dla istot magicznych.”
Zastanawiała się nad tym stanem rzeczy tylko przez chwilę, ponieważ wśród pracowników manufaktury zapanował nieprawdopodobny zgiełk. Wszyscy zaczęli pchać się do wyjścia i po kilku sekundach sala była pusta, a Adelajda i Lotar popatrzyli na siebie zdezorientowani. Jednak zapach unoszący się między nimi nie zelżał ani o jotę i nadal działał na ich zmysły.
         W mgnieniu oka Adelajda została pchnięta na ścianę, a Lotar przywarł wargami do jej ust. Chyba nigdy nie był tak łapczywy, jak teraz, ale Adelajda nie miała nic przeciwko temu i odwzajemniała pocałunek, chociaż z niemałym trudem, biorąc pod uwagę tępo, w jakim Lotar na nią napierał. Przytwierdził ją mocniej do ściany, by po chwili oboje mogli się przekonać, że to wcale nie była ściana.
         Okazało się, że drzwi, o które się opierali były jedynie przymknięte i teraz obaj leżeli na zimnej podłodze. Gdy Lotar usłyszał cichy jęk bólu Adelajdy, wstał szybko i pomógł jej się podnieść.
         – Nic ci nie jest, kochanie? – zapytał z czułością i troską, choć nadal był podniecony i gotowy kontynuować rozpoczętą zabawę.
Adelajda długo nie odpowiadała na jego pytanie tylko patrzyła w głąb pomieszczenia, do którego trafili, gdzieś poniżej sufitu. Lotar najpierw spojrzał za siebie, na drzwi, które przymknęły się same ze zgrzytem, a potem podążył za jej wzrokiem. Oboje patrzyli na wróżki. Wróżki uwięzione w kokonach z pajęczej nici. Gdzieniegdzie widzieli wystającą spomiędzy splotów małą nóżkę lub zazwyczaj połamane skrzydełko.
         – Jak…? – wydusiła Adelajda, mówiąc bardziej do siebie niż swojego męża. – Jak oni mogli? – jej głos nadal był słaby. – Lotar, jak MY mogliśmy to zrobić?! – krzyknęła wreszcie i spojrzała na twarz ukochanego.
Ten jednak tylko pokręcił głową, a jego szeroko otwarte oczy nadal wpatrywały się w kokony. Niektóre z nich miarowo i prawie niezauważalnie pęczniały, by po chwili znowu się zwęrzyć – one żyły… wróżki jeszcze żyły, oddychały.
         Oboje myśleli o tym samym. To tego składnika brakowało Adelajdzie podczas zwiedzania fabryki – pyłu wróżek. I dlatego nie widzieli żadnej z nich. Wszystkie od Bóg wie, jakiego czasu przechowywano tu.
         Lotar wreszcie spojrzał na Adelajdę, ale tym razem to ona nie mogła oderwać wzroku od kokonów. Wiedział, o czym myśli. Wszystko w królestwie było pod ścisłą kontrolą władców – przyszłych nich. To także. Ta fabryka także była przez nich kontrolowana. Więc czemu na to pozwolili? Dla zbicia fortuny na pachnidłach? Przed dodawanie ciał wróżek do wywarów? Przecież istoty magiczne, w tym oni sami, nie potrzebowali złota ani żadnych dóbr, które musieli bądź mogli zdobyć własnoręcznie.
         Do głowy Adelajdy cisnęło się tysiące pytań. A do oczu łzy, gdy z jednego z kokonów wydobył się cichutki pisk, a ze skrzydełka wróżki wystającego spośród nici spadła śladowa ilość pyłku, która wylądowała na wyciągniętej przez dziewczynę dłoń. Wciągnęła głęboko powietrze, starając się powstrzymać szloch. Jednak jej się nie udało. Lotar zamknął swoją żonę w ramionach. Starał się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć:
         – Może to nie my? Może zrzekliśmy się tronu? Może ktoś go nas pozbawił? – dla niego samego ta perspektywa była nieco przerażająca, ale wiedział, że Adelajda wolałaby nie być nigdy królową, niż jako ona robić takie rzeczy.
         Szloch Adelajdy jednak nie malał, ale też i się nie wzmagał.
         Lotar nagle odsunął od siebie Adelajdę. Oboje zamarli i spojrzeli w stronę drzwi. Słychać było za nimi trzy-cztery pary, zmierzających w ich stronę kroków.
         – Wszystkie wróżki są na swoim miejscu. – usłyszeli głos karła, który otworzył im drzwi od fabryki. – Samodzielnie liczyłem dziś rano kokony. Proszę bardzo, wasza wysokość.
Zdało się słyszeć szczęk metalu – najprawdopodobniej skrzat podał komuś lampę naftową.
         – Dziękuję, Aspazjuszu.
Adelajda zamarła słysząc swój głos. I oboje już wiedzieli. To oni urządzili wróżkom taki los i zaraz mieli się dowiedzieć, dlaczego… albo zginąć za zbyt obszerną wiedzę o swoich przyszłych postępkach. Byli pewni, że skoro ich sobowtóry nie martwią się o życie poddanych to tym bardziej o zmienienie biegu wydarzeń. Ale jednocześnie wiedzieli również, że ich sobowtóry też kiedyś były w podobnej sytuacji, a jednak przeżyły. W całej tej układance brakowało jednego kawałka, ale Adelajda i Lotar już o tym nie myśleli.
      – Ostrożnie, kochanie. – usłyszeli tylko głos przyszłego Lotara i zobaczyli rękę uchylającą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz